Na dnie oka niczego więcej już nie ma. Może kiedyś znów mi się zachce… tymczasem koniec.
„…I wore black, you were black. Jazz is Paris and Paris is jazz…” Niestety – Szczawno to nie Paryż, i to, co zagrali, to zdecydowanie nie był jazz. Czarno ubrany artysta na czarnej scenie. Zajebiście – nic, tylko fotografować. (ISO 1600, f 2.8, 1/30s.. warunki, można rzec, jak marzenie (sic!))
hehehe – najbardziej z tego wszystkiego rozbawiła mnie końcówka:
We couldnt keep the act up, we just had to face the facts,
but hey, look on the bright side – at least we’re not a Pentax!!!
Dobre dobre… 🙂
Boli mnie kolano. Przy dużym wysiłku. Kiedy tańcze … kiedy jeżdże na łyżwach… kiedy z plecakiem zasuwam pod góre. I jeszcze kiedy indziej. Bałem się, że to stara, niezaleczona kontuzja. Postanowiłem zaufać słuzbie zdrowia. Służba zdrowia stanęła na wysokości zadania, wsadziła mnie do wielkiej, wydającej techno-dżwięki maszynki do mięsa, sfotografowała, zdiagnozowała… i wydała wyrok… Nowa jednostka chorobowa: S.K.S…. czyli starość, kurwa, starość.